sobota, 7 lipca 2007

Śmiech na deszczowy lipiec...

_________________________________________________________

4.Humor radia polonijnego

…obchody Święta Białego Ciała.

Może tego nie odczuwamy,

ale poprawia się jakość życia w naszym kraju.(Oto Polska)

- Zapraszam do Krakowa.
- Ja też zapraszam! Chętnie bym się tam pojawił!

W końcu koniec!

Na takie smakołyki po prostu język się przewraca!

- Dziękuję bardzo i do usłyszenia!
- Nawzajem!

A teraz: „Modliła się dziewczyna” i zespół Bratanki.

...oszczelanie samochodu...

...wystąpią Konstancja K - fortepian i Paweł L – vibrator.

Na imprezie będzie szwedzki stół
z jedzeniem bez ograniczenia. (ogłoszenie lok.)

Mam nadzieję, że na pewno...

Wracam do tematu, bo taki był mój plan rozmowy.

Czytując twoją biografię widać,
że jesteś bardzo związany z Chopinem!

Wędrowałaś samochodem po Kanadzie?

________________________________________________________

4.Literackie kwiatki z polonijnej łączki

…anegdoty o muzykach przybliżają nam ich sylwetki w sposób jakże odmienny od koncertowych programów.

Głos zabrał konsul generalny RP w swoim krótkim, ale jakże głębokim w treść przemówieniu.

…choreografię wykonała I.K.

Wzięli w niej udział harcerze, którym przypadł zaszczyt wykonania czytań z Pisma Świętego.

Ksiądz wygłosił ładne, patriotyczne kazanie.

Zdarzenia, które nastąpiły potem, nie dadzą się tak prosto opisać. Do pianina zasiadł bowiem muzyk G.K. Na tle ciemnego welwetu wyraźnie rysował się szlachetny profil artysty. Moment spokojnej koncentracji, jak gdyby zapatrzenia się wewnątrz, a może nawet w przeszłość, w dal? Nad klawiaturą uniosły się smukłe palce i… Dźwięki posypały się kaskadami, lawinami, by za chwilę przejść w delikatne muśnięcie wiatru, w drżące kropelki rosy, w szum drzew, szmer potoku… Gdzieś zakląskał słowik, załkała fujarka… I niejedna dusza utęskniona, niesiona muzyką, powędrowała hen daleko „do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych”. A G. grał wszystkie utwory z pamięci!

Długo, a jakże długo brzmiały oklaski… Artysta odpowiedział ukłonem i lekko zakłopotanym uśmiechem. A potem jak gdyby nigdy nic wrócił do „młodzieżowego” stolika.

Ujrzeliśmy czarno na białym (mowa o filmie kolorowym – przyp. red.), co wyprawiała żona Popiela, okrutna połowica-Popielica…

Książka jest nie tylko dokumentem, ale i fascynującym strumieniem narracji.

Były to majstersztyki muzycznej kreacji kwartetu K. godne nagrań na CD.

Podróżując po Europie Haydn pozostawał z żoną w więzi czysto korespondencyjnej.
(…)No cóż, w epoce Haydna nie było komputerów ani e-mail – ale może żyło się ciekawiej, bardziej intymnie, łatwiej strzeżąc swojej prywatności, a zachowując przy tym pewne maniery.

C.D.N.
__________________________________________________